Gwarancje pochodzenia 2023

Rynek mocy gotowy, ale nie do końca

Trzy miesiące przed terminem startu rynku mocy PSE zapewnia, że jest gotowe do uruchomienia go. Jednak dla zapewnienia pełnej przejrzystości mechanizmu konieczne będzie jeszcze znowelizowanie ustawy. Tymczasem TGE wskazuje na brak regulacji dotyczących wtórnego rynku mocy, które pozwoliłyby uruchomić go na giełdzie.



Jak poinformowało nas PSE, operator jest gotowy do uruchomienia rynku mocy w terminie. Trwają jeszcze ostatnie prace nad procedurami wewnętrznymi i prace rozwojowe w systemie informatycznym, związane w szczególności z usprawnieniem i automatyzacją działań po stronie pracowników PSE. Nie wpływa to jednak na możliwość uruchomienia procesów w pierwszym roku dostaw, czyli od stycznia 2021 r. – zaznaczył operator przesyłowy.

PSE wskazują jednocześnie, że zasadnicze znaczenie będzie jednak miało wcześniejsze wejście w życie nowelizacji ustawy o rynku mocy, nad którą od lata tego roku pracuje rząd. Ustawa ma m.in. usunąć znalezione dotychczas wątpliwości interpretacyjne, w tym rozbieżności pomiędzy obecną treścią ustawy a obowiązującymi rozporządzeniami wykonawczymi. Dostosowuje ona również polski rynek mocy do rozporządzenia PE i Rady (UE) 2019/943. Dopiero wejście w życie tej ustawy zapewni uczestnikom rynku mocy pełną przejrzystość tego mechanizmu – ocenia operator.

Równolegle z pierwotnym, ruszy też wtórny rynek mocy, na którym uczestnicy będą mogli handlować obowiązkami mocowymi. Jak przypomniało PSE, ustawa przewiduje, że rynek wtórny ma funkcjonować w sposób zdecentralizowany – w formie kontraktów OTC – lub w formie scentralizowanej, organizowanej np. przez giełdę towarową.

Dla PSE nie ma to większego  znaczenia. Jak podkreśla operator ustawa o rynku mocy nie określa standardów umów zawieranych pomiędzy dostawcami mocy przy przenoszeniu obowiązku mocowego, czy w celu realokacji wolumenu. Operator sprawdza jedynie dopuszczalność danej transakcji w zakresie wymagań określonych w regulacjach prawnych. Tak skonstruowany mechanizm daje uczestnikom swobodę w zawieraniu umów oraz kształtowaniu rynku wtórnego – wskazują PSE.

Do wdrożenia drugiej formy, czyli scentralizowanego miejsca obrotu obowiązkami mocowymi gotowa jest Towarowa Giełda Energii. Prace nad tym TGE zaczęła w odpowiedzi na wyrażoną przez rynek potrzebę, a model był wypracowywany i konsultowany z uczestnikami rynku.

Giełda podkreśla, że mogłaby wykorzystać posiadaną infrastrukturę, która mimo wszystko wymaga dostosowania, chociażby w systemach informatycznych. Zorganizowany rynek wtórny mógłby funkcjonować wówczas równolegle do rynku OTC, dopuszczając możliwość zbycia wolumenu na rynku giełdowym lub w umowie bilateralnej, z uwzględnieniem mechanizmów funkcjonowania rejestrów rynku mocy po stronie PSE. Podejście takie nie faworyzuje żadnego z rynków i wydaje się optymalne dla uczestników posiadających obowiązek mocowy – zaznacza TGE.

Jednak dla Giełdy problemem, którego sama nie jest w stanie rozwiązać, jest brak odpowiednich przepisów, które regulowałyby zasady zawierania transakcji z udziałem TGE. W obecnie obowiązujących aktach prawnych TGE nie odnajduje odpowiednich podstaw – poinformowała nas Giełda.

Latem rząd zaczął prace nad nowelizacja ustawy o rynku mocy, ale tam nie ma zapisów pozwalających na utworzenie tego rynku na TGE. Zostało to zawarte w uwagach, przekazanych przez giełdę w ramach konsultacji publicznych.

Kluczowym dla TGE jest oprócz zmian przepisów, także dostęp do rejestru rynku mocy, co zapewni wymaganą automatyzację procesów, bez których nie mogą prawidłowo funkcjonować systemy transakcyjne.

Wychodzi więc na to, że rynek mocy co prawda wystartuje, ale elementu, którego oczekują jego uczestnicy – czyli scentralizowanego miejsca wtórnego obrotu obowiązkami – nie będzie, przynajmniej do czasu zmian ustawowych. Chyba, że właściwe przepisy znajdą się jeszcze w tworzonej nowelizacji.

 

źródło: www.wysokienapiecie.pl

Energetyka odczuje skutki koronawirusa

Pandemia koronawirusa wpływa na pracę zakładów przemysłowych. W Europie spada zapotrzebowanie na energię. Spodziewane są chwilowe przerwy w dostawach komponentów z Chin – do farm słonecznych, wiatrowych i samochodów elektrycznych. Jak to wpłynie na polskie firmy?

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła 11 marca, że epidemię koronawirusa SARS-CoV-2, który wywołuje chorobę COVID-19, można traktować jako pandemię. Choroba rozprzestrzenia się w różnych środowiskach, na dużym obszarze, na różnych kontynentach w tym samym czasie. Skutki koronawirusa będą odczuwalne długo, a branża energetyczna nie pozostanie na nie bez wpływu.

Jak bardzo spadnie zapotrzebowanie na energię?

Przez kryzys wywołany pandemią koronawirusa zmniejszy się zapotrzebowanie na energię, a jej ceny spadną? Ten scenariusz jest realny. Nie chodzi już tylko o zamknięte szkoły, restauracje czy kina. Największy koncern motoryzacyjny Volkswagen zamknął czasowo swoje fabryki w Europie, podobnie zrobił w Hiszpanii Renault, o zawieszeniu produkcji we Francji i Hiszpanii poinformował lotniczy gigant Airbus.

W Polsce zapotrzebowanie szczytowe w poniedziałek spadło w porównaniu do tygodnia wcześniej o 1100 MW. Jak zauważyło Forum Energii, zapotrzebowanie krajowe spadło o ok. 5 proc. – to wynik podobny jak w innych krajach, które wprowadziły ograniczenia związane z koronawirusem. Francuski operator sieci przesyłowych RTE wskazał na wymierne skutki takich działań – w poniedziałek spadek popytu na energię wyniósł 10 proc. Tydzień wcześniej było to ok. 5 proc., podobnie jak w Hiszpanii.

Analitycy Energy Quantified wzięli pod lupę przypadek Włoch, gdzie przemysł jest odbiorcą ok. 40 proc. energii. Kiedy działalność produkcyjna i handlowa zamarła, w pierwszym tygodniu zapotrzebowanie na energię spadło o 8 proc. Obecny tydzień zaczął się w poniedziałek spadkiem popytu na energię o 15 proc. Zdaniem analityków EQ, wkrótce dojdzie do ok. 20 proc. Byłby to znacznie gorszy scenariusz niż w czasach kryzysu finansowego z 2008 r.

Ceny w dół – budżet zarobi mniej

Strach przed zmniejszeniem zapotrzebowania na prąd ze strony przemysłu udzielił się na uczestnikom rynku. Na giełdach w Europie, w tym na warszawskiej TGE, wyceny przyszłorocznych kontraktów spadają. Ma to także taki skutek, że potaniały prawa do emisji CO2. Ich wycena spadła 17 marca poniżej 19 euro za tonę, a jeszcze w lutym było to ponad 25 euro. Wtorkowa aukcja uprawnień na giełdzie EEX nie odbyła się, ponieważ nie było wystarczającej liczby chętnych do kupna uprawnień.

O ile ze spadku mogą cieszyć się producenci energii z węgla i energochłonne przedsiębiorstwa, to polski rząd – już mniej. Tak duży spadek wartości oznacza, że do budżetu trafi w tym roku z aukcji uprawnień do emisji CO2 co najmniej pół miliarda euro mniej, o ile ceny CO2 nie odbiją.

Nie bez echa przechodzą pomysły polityków z naszego regionu, by czas walki z koronawirusem wykorzystać do zawieszenia walki o ochronę klimatu. Wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski zaproponował w mediach, by polskie przedsiębiorstwa wyszły z EU ETS – europejskiego systemu handlu prawami do emisji CO2. Nie jest to oficjalna propozycja rządu ani MAP. Z kolei czeski premier Andrej Babiš stwierdził, że „Europa powinna teraz zapomnieć o Zielonym Ładzie i zamiast tego skoncentrować się na koronawirusie”.

Komponenty z Chin nie dotrą na czas

Pierwsze skutki koronawirusa dotyczyły fabryk w Chinach. Kraj ten jest światową fabryką ogniw i modułów fotowoltaicznych.Wszystkie kraje zamawiają komponenty do farm słonecznych w Chinach, ponieważ tak jest najtaniej. Przestoje w chińskich fabrykach spowodowane przymusową kwarantanną powodują teraz opóźnienia w dostawach do Europy. To może być problemem dla inwestorów w Polsce, którzy wygrali aukcje OZE.

– Odbieramy sygnały od deweloperów, że m.in. dostawcy komponentów do ich farm fotowoltaicznych, z powodu rozprzestrzeniania się epidemii, powołują się na zawarte w umowach klauzule siły wyższej i nie gwarantują dostarczenia zamówionego towaru na czas. Problem potęguje dodatkowo fakt, że większość obecnie instalowanych części jest produkowana i dostarczana z Chin – mówi Dorota Zawadzka-Stępniak, dyrektorka departamentu energii i zmian klimatu Konfederacji Lewiatan.

Lewiatan już wysuwa propozycję, by zmienić zapisy w ustawie o OZE  i wydłużyć termin pierwszej sprzedaży energii dla projektów słonecznych, które wygrały aukcje. Teraz są to 24 miesiące.

Dywersyfikacja dostaw

Choć przestoje w dostawach komponentów z Chin są tymczasowe, to więksi producenci – według ekspertów agencji BloombergNEF – zaczną rozglądać się za dywersyfikacją łańcuchów dostaw. To początkowo może prowadzić do wyższych cen, ale też stworzyć nowe miejsca pracy – w tym w Polsce, gdzie mamy polskich producentów modułów fotowoltaicznych.

Boom w energetyce słonecznej i wiatrowej nie zostanie zatrzymany, co najwyżej zwolni. Z powodu czasowych przestojów, ten rok może być pierwszym od kilkudziesięciu lat, kiedy światowe zapotrzebowanie na nowe moce słoneczne spadnie poniżej poziomu z poprzedniego roku. Agencja BNEF początkowo oceniała globalny przyrost mocy na poziomie 121 GW-152 GW, zaś teraz zrewidowała prognozy w dół do 108 GW-143GW . Podobnie skutki koronawirusa odczują inwestorzy w lądowej energetyce wiatrowej, zwłaszcza w USA i Chinach. Europa – według przewidywań – zostanie mniej dotknięta, ponieważ ma bardziej zdywersyfikowane dostawy, a do tego dominującą rolę w inwestycjach wiatrowych zaczynają odgrywać tu farmy na morzu.

Skutki koronawirusa może odczuć też branża motoryzacyjna. Chodzi o produkcję samochodów elektrycznych, a konkretnie baterii litowo-jonowych. Teraz przoduje w tym Azja, a zwłaszcza Chiny i Południowa Korea.  Przestoje w chińskich fabrykach i doprowadziły do tego, że producenci zaczęli dostrzegać inne kraje, gdzie produkcja może zostać rozwinięta. Polska już teraz ma fabryki LG Chem , SK Innowation, GTHR, BMZ  i może przyciągać nowe inwestycje.

Niewiadomą pozostaje jednak popyt na auta. Analitycy spodziewają się konsolidacji w branży, strat spowodowanych przestojami w fabrykach, przejmowania słabszych przez silniejszych.

Skutki taniejącej ropy

Z rozwojem pandemii koronawirusa zbiegło się załamanie cen ropy naftowej, do czego przyczyniła się wojna cenowa Arabii Saudyjskiej i Rosji. Z tego cieszą się kierowcy, bo ceny na stacjach już są niższe. Dłuższy okres niskich cen ropy może mieć natomiast wpływ na rozwój elektromobilności, i nie tylko. – Z drugiej strony, zmienność cen ropy naftowej może podważyć rentowność niekonwencjonalnych zasobów ropy i gazu, a także kontrakty długoterminowe, stwarzając okazję do zmniejszenia lub przekierowania dotacji z paliw kopalnych w kierunku czystej energii – zasugerował Francesco La Camera, dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej IRENA .Jak argumentuje, poprzedni krach cen ropy w 2014 r. zbiegł się ze wzmożonymi inwestycjami inwestycje w odnawialne źródła energii.

Fatih Birol, szef Międzynarodowej Agencji Energetycznej, obawia się jednak, że koronawirus w połączeniu z niestabilną sytuacją na rynkach odwróci uwagę decydentów politycznych i inwestorów od transformacji i przejścia na czystą energię.  Zmniejszy się skonność do stosowania efektywniejszych technologii i oszczędzania energii. Tu dużą rolę odegrają strategie rządowe.

Wszyscy są zgodni, że czas trwania pandemii koronawirusa, jej nasilenie i zasięg nie są jeszcze znane, dopiero z czasem okaże się, jak bardzo wpłynie to na gospodarkę.

 

źródło: www.WysokieNapiecie.pl, Magdalena Skłodowska

Rynek mocy w praktyce 2019